wtorek, 2 listopada 2010

Zmęczeni i wypaleni - co dalej? ŻYCIE DUCHOWE • ZIMA 57/2009, O pokusach i skrupułach u św. Ignacego Loyoli, Krzysztof Dyrek SJ

 
Posted by Picasa

ŻYCIE DUCHOWE • ZIMA 57/2009
Krzysztof Dyrek SJ, O pokusach i skrupułach u św. Ignacego Loyoli
Św. Ignacy Loyola1, opisując działanie złego ducha w sercu człowieka, mówi o różnych stosowanych przez niego taktykach. Inaczej zły duch postępuje wobec tych, którzy trwają w złu i grzechu, inaczej - względem tych, którzy rozwijają się duchowo na drodze życia wewnętrznego. Postępujących w doskonałości i gorliwości zły duch pragnie przede wszystkim zniechęcić i wprowadzić w ich serce zamieszanie. Czyni to na różne sposoby, biorąc pod uwagę stan wewnętrzny osoby, jej rozwój duchowy, skłonności i słabości oraz w zależności od celów, jakie zły duch pragnie osiągnąć.
Opierając się na doświadczeniu św. Ignacego Loyoli i niektórych jego tekstach, spróbujmy przyglądnąć się pokusom doświadczanym przez ludzi postępujących w życiu duchowym, którzy „wznoszą się od dobrego do lepszego" (Ćd 315, 335). Analiza ta może bowiem pomóc w zrozumieniu samych siebie i osobistego doświadczenia duchowego.
Pokusy początkujących
W liście2 z 18 czerwca 1536 roku do pobożnej benedyktynki Teresy Rejadell z klasztoru św. Klary w Barcelonie św. Ignacy, nawiązując także do własnych przeżyć i doświadczeń duchowych, pisze, że zły duch wobec osób początkujących w służbie Bożej stosuje specyficzne metody. Najpierw — twierdzi Ojciec Ignacy - wyolbrzymia trudności i zniechęca osobę do kroczenia obraną drogą. Niejako podpowiada jej: nie dasz rady, nie potrafisz, nie wytrwasz, to za trudne, to nie dla ciebie... Sam święty doświadczał podobnych pokus. W Opowieści Pielgrzyma" pisze, że kiedy na początku swego nawrócenia prowadził intensywne życie duchowe, pełne umartwień, modlitwy i rezygnacji, a trwanie na obranej drodze kosztowało go wiele wysiłku i było źródłem wielu cierpień, towarzyszyła mu pewna „myśl uparta": „Jak będziesz mógł znosić takie życie przez siedemdziesiąt lat, które masz przeżyć?" (OP 20).
Jeśli osoba upora się z tą pokusą i przezwycięży ją, wówczas zły duch podsuwa jej następną. Człowiek postępując w swoim rozwoju duchowym i dostrzegając pewne zmiany, jakie w nim zachodzą, zaczyna się sobą cieszyć, cenić siebie bardziej niż tego jest wart. Porównuje się z innymi i uważa się za lepszego. Św. Ignacy nazywa ten stan „pokusą próżnej chwały" i pisze, że sam przez wiele lat musiał się z nią borykać.
Kolejna pokusa, której doświadczają wstępujący na drogę doskonałości, to - według Ignacego - fałszywa pokora. Osoba bowiem, pragnąc postąpić w pokorze i innych cnotach, nie chce mówić nikomu o swoich przeżyciach i doświadczeniach ani dzielić się nimi. Boi się także wyrażać swoje pragnienia i realizować je, uważając, że byłoby to przeciwne pokorze. Brakuje jej często radości z siebie i tego, co Pan w niej czyni. Przeważają natomiast smutek i zniechęcenie. Wydaje się, że to pokora, tak naprawdę jednak to pokora fałszywa, nie ma tu bowiem stanięcia w prawdzie.
Św. Ignacy nie ogranicza się tylko do opisu poszczególnych pokus, doświadczanych przez osoby rozpoczynające życie duchowe. Przedstawia także środki, które mogą być pomocne do ich zwalczania. Opierają się one na tak zwanej zasadzie agere contra, czyli działaniu przeciwnym. Gdy zły duch zniechęcał Ignacego do obranej drogi, ten zdecydowanie się mu sprzeciwiał. Wołał: „O nędzniku! Czy możesz mi obiecać choćby jedną godzinę życia?" (OP 20). W Ćwiczeniach duchownych, w regułach o skrupułach, pojawia się podobnie zdecydowana odpowiedź: „Nie ze względu na ciebie zacząłem i nie ze względu na ciebie skończę" (Ćd 351).
Jako środek pomocny w walce z próżną chwałą św. Ignacy proponuje także częste uświadamianie sobie otrzymanych darów, odnoszenie ich do Boga
i wyrażanie Mu wdzięczności za to, czym nas obdarowuje. Jeśli zaś zauważamy, że zły duch pragnie nas wywyższać, to powinniśmy się upokarzać. Gdy zaś pragnie nas upokarzać, winniśmy, walcząc z nim, wywyższać się i umacniać świadomością darów otrzymanych od Pana oraz Jego miłością i hojnością względem nas. To najlepszy sposób walki z fałszywą pokorą.
Pokusy w pocieszeniu
Ignacy uważa, że zły duch może nas kusić także pod pozorem dobra (por. Ćd 10), działać w sposób ukryty, podsuwając nam pozorne racje, przewrotne zamysły i zamiary, subtelne zawiłości i podstępy. W ten sposób zastawia na nas ukryte sidła. Zły duch przemienia się nieraz także w anioła światłości i podsuwa nam dobre myśli, pragnienia i decyzje. Towarzyszy nam w tych propozycjach, jakby chciał pomóc w ich realizacji. Popiera nas w nich jednak tylko do pewnego momentu. Później sprowadza nas z dobrych dróg i robi wszystko, byśmy poszli w jego kierunku i realizowali jego cele, a nie Boże. Zły duch dokonuje tego powoli i stopniowo, krok po kroku (por. Ćd 226-334).
Św. Ignacy zauważa, że taktyką złego ducha jest wchodzenie w serce człowieka ludzkimi drzwiami, a wychodzenie swoimi4. Początkowo bowiem nie przeciwstawia się on osobie, pochwala jej sposób postępowania, nie kusi jej do złego, a pociąga do dobrych i świętych myśli. Dopiero po jakimś czasie pod pozorem dobra zaczyna nakłaniać duszę do czegoś nieodpowiedniego i złudnego, by odciągnąć ją od dobra lub skłonić do zła. Taktyka ta jest widoczna w doświadczeniu przez nas pocieszenia. Ignacy przyjmuje, że to przede wszystkim Bóg czy dobry duch daje nam pocieszenie i pomaga zwalczać strapienie, które powoduje w nas zły duch. Właściwością bowiem złego ducha jest wprowadzanie w nasze serca zamieszania czy niepokoju i przeszkadzanie w ten sposób w przeżywaniu pocieszenia (por. Ćd 329). Czyni to jednak na różne sposoby.
Aby lepiej zrozumieć taktykę złego ducha, spójrzmy najpierw na dwa rodzaje pocieszeń, o których mówi św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych: pocieszenie bez przyczyny uprzedniej i pocieszenie z przyczyną uprzednią. Z pocieszeniem z przyczyną uprzednią mamy do czynienia wtedy, gdy powiązane jest ono z wpływem czynników pochodzących z nas samych, ze świata oraz wpływu duchów. Pocieszenie zaś bez przyczyny uprzedniej nie jest uwarunkowane oddziaływaniem stanu naszego ducha, świata zewnętrznego czy wpływu duchów złych lub dobrych. To dzieło samego Boga (por. Ćd 330). Staje się ono szczególną łaską i darem, którego Pan udziela nam raczej rzadko. Najczęściej doznajemy pocieszeń z przyczyną uprzednią. Jest to bowiem zwyczajny, a nie nadzwyczajny sposób komunikowania się Boga z człowiekiem.
Mówiąc o pocieszeniu z przyczyną, Ignacy twierdzi, że może nam ich udzielać nie tylko Pan Bóg czy dobry duch, ale także zły duch, który widząc, że łatwo go rozpoznajemy, a przez to jego działania w nas nie są skuteczne, sam zaczyna podsuwać nam różne pocieszenia, które stają się metodą walki z nami. Dobry duch i zły różnią się jednak celem, dla którego dają nam pocieszenie. Zły duch zawsze chce nam przeszkodzić i zniszczyć obecne w nas dobro. Dobry - pragnie nam pomóc i umocnić nas (por. Ćd 331). Dlatego powinniśmy oceniać doznawane przez nas pocieszenie, a także rozeznawać w dobrych myślach i pragnieniach, które są nam podsuwane lub które się w nas budzą. Ignacy mówi: bądźcie ostrożni, bo nie każde dobre pragnienie i dobrą myśl podsuwa wam Pan. Nie dowierzajcie waszym dobrym pragnieniom, marzeniom i myślom. Bądźcie roztropni i rozeznający. Nie dajcie się oszukać i zwieść. Nie każde dobro musi mieć początek w Bogu.
Aby odróżnić działanie w nas dobrego lub złego ducha, św. Ignacy proponuje patrzenie zawsze na początek, środek i koniec ludzkich działań i pragnień. Inaczej mówiąc, chce, byśmy patrzyli na nasze motywacje, procesy, które się w nas dokonują, i cele, ku którym zmierzamy. Gdy działa w nas dobry duch, we wszystkim i na każdym etapie naszego pragnienia i działania - u początku, w trakcie i na końcu - obecne jest dobro, takie samo bądź jeszcze większe. Gdy zaś jakieś dobro podsuwa nam zły duch, to na którymś z wymienionych etapów pojawia się zawsze element mniejszego dobra lub nawet zła. Jeśli owocem naszych myśli jest zło, rozproszenie, mniejsze dobro, osłabienie nas i naszych pragnień czy decyzji, niepokój, zamieszanie, brak radości i wyciszenia, to może to być znak działania w nas złego ducha i ulegania jego wpływom. W takim wypadku poszliśmy za pragnieniami i propozycjami, u początku których był diabeł (por. Ćd 333).
Zły duch, zarówno gdy kusi nas do złego, jak i wówczas gdy podsuwa nam dobre zamiary, dostosowuje się do każdego z nas. Podsuwając nam różne dobre myśli i pragnienia, pocieszając nas, najczęściej podsuwa nam ten rodzaj dobra, w którym jesteśmy szczególnie słabi, na który jesteśmy wrażliwi czy do którego jesteśmy przywiązani. Zawsze atakuje w najsłabszym punkcie, także wówczas gdy proponuje nam dobro (por. Ćd 327).
W regułach o rozeznawaniu duchów św. Ignacy pozwala nam także dokonać pewnego rozeznania w samym doświadczeniu pocieszenia, jakiego doznają osoby postępujące „od dobrego do lepszego". Jest prawdą, że zarówno dobry, jak i zły duch mogą nam dawać pocieszenie. Nie tylko jednak cel, ale także sposób ich udzielania nam jest różny. Pocieszenie pochodzące od dobrego ducha niesie z sobą spokój, wyciszenie i jest bardzo delikatnie odczuwane przez nas w sferze uczuć i pragnień. Nie czujemy się zmuszani do działania, a uczucia nie zaślepiają naszego myślenia. Pozwalają nam one spokojnie widzieć, myśleć i działać. To -jak mówi św. Ignacy - słodkie, delikatne i spokojne spadanie wody na gąbkę, w którym nie ma zamieszania ani gwałtownego odczuwania. Pocieszenie, w którym odczuwamy dużo pozytywnych, ale także silnych uczuć i pragnień rodzących w nas pewne napięcia; zbyt silnie odczuwana radość; przynaglenie sprawiające, że jesteśmy zbytnio noszeni przez nasze uczucia i przynaglani do szybkich decyzji i zmian; uczucia silnie odczuwane, nie pozwalające spokojnie myśleć i działać, niejako przymuszające do zmiany, mogą być znakiem działania złego ducha. Za bardzo bowiem jest w nich obecny niepokój. To woda spadająca na kamień: zbyt wiele występuje tu chropowatości, silnego i niespokojnego uderzania.
Ważną radę, pomocną w rozróżnieniu, czy pocieszenie pochodzi od dobrego, czy złego ducha, można znaleźć także w Opowieści Pielgrzyma. Św. Ignacy, obserwując siebie i własne odczucia, stwierdza, że jeśli jakieś dobre i pocieszające myśli pochodziły od dobrego ducha, to radość, spokój, jakie mu towarzyszyły w trakcie zajmowania się nimi, trwały także i później. Pocieszenie to bowiem ma w sobie coś ze stałości i trwałości. Jeśli zaś pocieszenie pochodziło od złego ducha, mijało szybko i było bardzo zmienne. Tuż po jego ustaniu następował smutek i niezadowolenie (por. OP 8,19). Dlatego Ignacy powtarza, by rozeznawać także w pocieszeniach, jakich doznajemy, ponieważ nie każde z nich pochodzi od Boga. Twierdzi również, iż nie należy podejmować żadnych decyzji nie tylko w stanie strapienia, ale także w stanie pocieszenia, zwłaszcza jeśli uczuciowość osoby jest niestała. Sam zaś, gdy miał podjąć jakieś ważne decyzje lub gdy inni je podejmowali, zachęcał do spokoju, wyciszenia, nabrania pewnego dystansu uczuciowego do tego, co ktoś pragnie i odczuwa. Lubił często powtarzać i przypominać, by się przespać z tymi myślami czy pragnieniami i dopiero później podejmować decyzje5.
Pozory dobra
Św. Ignacy uważa też, że możemy być kuszeni przez złego ducha pod pozorem dobra (por. Ćd 10). On sam tego typu pokus nie tylko doświadczał, ale także często im ulegał, zwłaszcza na początku swego nawrócenia i przemiany. Mówiąc o pocieszeniu, wspomniałem już o tym temacie, warto jednak, ze względu na problematykę tu poruszaną, do tego jeszcze nawiązać.
Wielkim pokutom i długim modlitwom podejmowanym przez Ignacego towarzyszyło pragnienie odpokutowania za swój ą grzeszną przeszłość oraz hojność i wielkoduszność względem Boga. Brakowało mu jednak roztropności (por. OP 14). Konsekwencją takiej postawy stała się jego choroba. Początek zatem był dobry, ale końcowy efekt gorszy lub nawet zły. U źródeł tych postaw była więc różna motywacja, niekoniecznie zawsze dobra i pochodząca od dobrego ducha. Tym bardziej gdy uwzględnimy także i to, że —jak mówi św. Ignacy — w tym czasie odczuwał wielką nienawiść do siebie samego (por. OP 12). Dobro więc, które pragnie realizować, to tylko dobro pozorne, a nie realne i obiektywne. Jest ono bowiem zaprawione, oprócz motywacji duchowych, także innymi motywacjami.
Ignacy doświadczał w swoim życiu duchowym wielu wizji i objawień ze strony Pana Boga (por. OP 29-30), ale równocześnie w tym samym czasie zły duch podsuwał mu swoje. Przez pewien okres Ignacy widział na przykład w ciągu dnia zjawisko podobne do węża, które dawało mu wiele pociech i napełniało go przyjemnością. Wydawało mu się, że pochodzi ono od Boga. Dopiero po dłuższym czasie rozpoznał, że było mu ono podsuwane przez diabła (por. OP 19, 31).
Gdy poświęcał długie godziny w ciągu dnia na modlitwę i pomaganie ludziom, wieczorem czuł się bardzo zmęczony i pragnął wypocząć. Wówczas doznawał wielkich oświeceń i pociech duchowych, które nie pozwalały mu zasnąć. Szybko się zorientował, że nie pochodzą one od dobrego ducha (por. OP 26). W innym liście6 skierowanym do wspomnianej wyżej Teresy Rejadell Ignacy pisze, że w tych właśnie momentach zły duch zachęca osoby do zatrzymywania się nad tymi myślami i przeżyciami, by pozbawić ciało snu i jeszcze bardziej osłabić nas fizycznie i duchowo.
Podobnych myśli i oświeceń duchowych doświadczał wówczas, gdy zaczynał się uczyć i studiować. Twierdził nawet, że odczuwał je i były one bardziej intensywne niż podczas modlitwy i słuchania Mszy świętej. Oddalały go one od nauki i nie pozwalały mu dobrze wykorzystać czasu na
nią przeznaczonego. Wniosek św. Ignacego był ten sam: to pokusy pochodzące od złego ducha (por. OP 54-55, 82). Także w tym przypadku doświadczone dobro było tylko zewnętrzne i pozorne.
Są to przykłady pokus pochodzących od złego ducha, który przyjmuje postać anioła światłości. Kusił on Ignacego pod pozorem dobra. Podsuwał mu dobre myśli i pobożne pragnienia, by go odciągnąć od większego dobra lub skusić do złego.
Pokusy obecne w skrupułach
Św. Ignacy zauważa, że jeśli osoba ma delikatne sumienie, to zły duch obiera jeszcze inny sposób kuszenia: chce ją jeszcze bardziej wysubtelnić i wmawia jej grzech tam, gdzie go nie ma, uchybienie tam, gdzie postępuje dobrze7. Chodzi o to, by pogrążyć ją w udrękach sumienia. Wówczas-jak pisze św. Ignacy w Ćwiczeniach — „czuję się zaniepokojony, bo równocześnie i wątpię, czy był grzech, i nie wątpię. I to jest właśnie skrupuł i pokusa, którą mi podsuwa nieprzyjaciel" (Ćd 347).
Ignacy u początku swego nawrócenia sam doświadczał wielkich skrupułów (por. OP 22-25). Mimo że z wielką starannością i na piśmie odbył spowiedź generalną z całego życia, to jednak pojawiały się w nim wątpliwości, że może nie wyznał wszystkich grzechów. Dlatego powtarzał swoje spowiedzi i wyznawał te same grzechy. Im częściej to czynił, tym bardziej jego wątpliwości się nasilały. Były one dla niego tak ciężkie do przeżycia i znoszenia, że nachodziły go nawet myśli samobójcze. Powtarzał wówczas: „Panie, nie uczynię tego, co Ciebie obraża" (OP 24). Ignacy był głęboko przekonany, że z tych skrupułów wyzwolił go sam Pan Bóg, okazując mu swoje wielkie miłosierdzie. Było to dla niego jakby przebudzenie ze snu (por. OP 25). Daje jednak także pewne wskazówki pomocne w podejściu do tego problemu.
W regułach o skrupułach (por. Ćd 345-351) św. Ignacy pisze, że jeśli nieprzyjaciel pragnie naszą duszę jeszcze bardziej wysubtelnić i doprowadzić do przesady, to osoba powinna działać przeciwnie i zachowywać we wszystkim słuszną miarę. Wówczas znajdzie spokój. Słuszna miara jest najlepszym lekarstwem na ten stan duszy. Oznacza ona taką postawę, w której osoba pozwala Bogu, by jej sam pozwolił odczuć, w jaki sposób chce, by Mu służyć. To przynosi spokój wewnętrzny. Ostrzega i przypomina tak że, że osobom doświadczającym i przeżywającym skrupuły zły duch podsuwa także często pokusę fałszywej pokory. Pragnie w ten sposób jeszcze bardziej zamknąć je w sobie i pogrążyć w smutku. Także i tutaj Ignacy radzi stosowanie zasady agere contra — działać przeciwnie, a więc otwierać się i uświadamiać sobie dary otrzymane od Pana.
W liście8 do ojca Juana Marin, z 24 czerwca 1556 roku, Ojciec Loyola pisze, że aby się uporać z problemem skrupułów, adresat nie powinien uważać za grzech czegoś, co jasno za grzech nie uważa on i inni. Jeśli zaś coś mu się wydaje grzechem, winien odwołać się do zdania i osądu spowiednika, kierownika duchowego i przełożonych. Musi bowiem głęboko wierzyć, że Bóg kieruje nim poprzez nich. Dodaje również, że gdyby miał prawdziwą pokorę i uległość, miałby też mniej problemów ze skrupułami. Są one bowiem przejawem pychy i w niej mają swe źródło, ponieważ osoby doświadczające problemów ze skrupułami bardziej ufają własnym osądom i własnemu zdaniu niż zdaniu innych osób.
Refleksja, modlitwa i rozeznanie
Św. Ignacy Loyola jest więc dość podejrzliwy i dostrzega zło także w dobru, którego człowiek pragnie i doświadcza. Jest on bowiem świadomy, że zły duch szuka różnych sposobów, by człowieka odciągnąć od dobrej drogi. Ignacy chce jednak, byśmy byli mądrzejsi i bardziej roztropni także siłą naszych upadków i błędów. Dlatego staje się dla niego ważne, byśmy uczyli się i wyciągali wnioski z popełnionych błędów. Powinniśmy uczyć się z doświadczeń, także tych złych i trudnych, o których chcielibyśmy szybko zapomnieć. Refleksja nad tym, co przeżyliśmy, winna nam pomagać w przyszłości i uchronić nas od popełniania tych i innych upadków oraz grzechów (por. Ćd 334).
Dlatego gdy upadamy, ulegamy różnym pokusom złego ducha, zwłaszcza tym pod pozorem dobra, trzeba nam popatrzeć jeszcze raz na drogę, jaką przeszliśmy, od początku do końca. Ważne będzie uświadomienie sobie momentu, w którym zły duch zaczął nas sprowadzać na swoje drogi, kiedy przekonał nas do swoich celów, dlaczego mu zaufaliśmy i poszliśmy za nim. Jest to uczenie się i rozumienie dróg złego ducha w nas i w naszym życiu. Z czasem możemy się przekonać, że diabeł chociaż jest bardzo inteligentny, przewrotny i wytrwały w swym działaniu, to jednak kusi nas w podobny sposób i prowadzi nas takimi samymi drogami. Diabła, który przyjmuje postać anioła światłości, możemy rozpoznać po jego „ogonie wężowym". Zrozumienie sposobu działania złego ducha pozwoli nam ustrzec się błędów w przyszłości. Najczęściej bowiem będzie on powracał do tych samych metod i działań, które sprawdziły się podczas kuszenia nas. Dzięki poznaniu i zrozumieniu metod działania złego ducha łatwiej go rozpoznamy w przyszłości i będziemy przygotowani, by odeprzeć jego ataki (por. Ćd334).
Dla zrozumienia i rozeznawania działania złego ducha w nas ważna staje się także znajomość siebie, refleksja i praca nad sobą. To bardzo istotne elementy metody ignacjańskiej. Kto mało wie i rozumie, ten błądzi, upada i staje się gorszy. Upadając i błądząc, powinniśmy czuć nie tylko żal i pragnienie poprawy, ale winniśmy też wyciągać z tego wnioski i stawać się mądrzejsi, bardziej doświadczeni i przygotowani do stawiania oporu działaniom złego ducha w nas. Osiągnąć to możemy dzięki refleksji, modlitwie i rozeznawaniu, które zawsze powinny nam towarzyszyć.
Krzysztof Dyrek SJ (ur. 1957), doktor teologii duchowości, psycholog, współtwórca i dyrektor Szkoły Formatorów przy Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum" w Krakowie. Opublikował: Formacja ludzka do kapłaństwa.

1 Por. K. Dyrek S J, Pokusy u tych, którzy postępują w dobrem, „Zeszyty Formacji
Duchowej", 18/2002, s. 45-54.
2 Por. Św. Ignacy Loyola, Pisma wybrane, t. l, Kraków 1968, s. 556-558.
3 Por. Św. Ignacy Loyola, Opowieść Pielgrzyma. Autobiografia, Kraków 1994. Dalej: OP.
4 Por. Św. Ignacy, Pisma wybrane, dz. cyt, s. 541.
5 Por. Ludwik Gonsalves da Camara, Memoriale, czyli diariusz o św. Ignacym Loyols, Kraków 1995, 163.
6 Por. Św. Ignacy, Pisma wybrane, dz. cyt., s. 563.
7 Por. tamże, s. 559.
8 Por. San Ignacio de Loyola, Obras Completas, Madrid 1982, 1004-1006.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Duchowość żydowska, ŻYCIE DUCHOWE 'JESIEŃ 60/2009, Nasze biblijne matki, Bella Szwarcman-Czarnota

 
Posted by Picasa

ŻYCIE DUCHOWE 'JESIEŃ 60/2009
Duchowość żydowska
BERNARD M. ALTER OSB Kulejący, a jednak błogosławiony
ABRAHAM J. HESCHEL Szkic o modlitwie żydowskiej
STANISŁAW KRAJEWSKI Poryw duszy i codzienna dyscyplina
BELLA SZWARCMAN-CZARNOTA Nasze biblijne matki
BERNARD M. ALTER OSB Świat jerozolimskich Żydów
KS. TOMAŚ HALIK Bóg postawił nas obok siebie
WOJCIECH GIERTYCH OP Manifest Yossiego Haleviego
ADAM ŻAK SJ Mówmy prawdę
JAN GROSFELD
O pokrewieństwie duchowości żydowskiej i chrześcijańskiej
DARIUSZ KOWALCZYK SJ Od Paschy do Eucharystii
EUGEN ROSENSTOCK-HUESSY Hitler i Izrael albo o modlitwie
ZOFIA ZARĘBIANKA Żyć - aż po kres...
JAKUB KOŁACZ SJ Mało w nas z człowieka
WALTER HILTON Stopnie duchowej kontemplacji
Duchowość Ćwiczeń
DANUTA PROKULSKA-BALCERZAK O leczącej więzi
JACEK BOLEWSKI SJ Boska bezstronność
modlitwa l życia
BŁ. KAROL DE FOUCAULD Mali i uniżeni jak Jezus
KS. ALFONS J. SKOWRONEK Uczeń Jezusa
misyjne drogi Kościoła
TADEUSZ ROSTWOROWSKI SJ Kościół katolicki w Rumunii
Listy karmelitanek z Kazachstanu
Rozmowy duchowo
Świat chasydów Rozmowa z Marcinem Wodzińskim
Jerozolima - miasto trzech religii Rozmowa z Ryszardem Kempiakiem SDB
Humor żydowski Rozmowa z Dovidem Lewinem
Deon.pl Rozmowa z Arturem Demkowiczem SJ
Świadectwa
ROBERT GRZYWACZ SJ Odkrywać Boże działanie
Słowo, obraz, czyn
ANNA WOŹNIAKOWSKA
Requiem Romana Maciejewskiego
CEZARY SĘKALSKI
Teatr Trochę Inny
PRZEMYSŁAW TOBOŁA Ze śmiercią nam nie do twarzy
Lektury
ogłoszenia

Bella Szwarcman-Czarnota, Nasze biblijne matki
Jedyną kobietą określaną w Torze mianem "matki w Izraelu" była Debora z Księgi Sędziów. Wszelako nie tylko ją mamy na myśli, mówiąc o matkach biblijnych. Na ogół do ich grona zaliczamy Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę. Co do innych kobiet, jakie miałyby się znaleźć wśród nich, nie ma jednomyślności. W języku hebrajskim noszą one dosłownie miano "matek" (hebr. imahot, w jidysz imoches), w polskim i obcym piśmiennictwie zwane są na ogół "matriarchiniami" lub "pramatkami". W liturgii występują przeważnie zbiorowo, ale o każdej osobno możemy czytać w Torze, Talmudzie, komentarzach rabinicznych czy midraszach.

Cztery matriarchinie

Z talmudycznego traktatu Brachot dowiadujemy się, że termin "«patriarchowie» odnosi się do trojga, a termin «matriarchinie» - do czterech". Podobnie w śpiewanej podczas wieczerzy pesachowej pieśni Echad mi jodea: "Trzech mamy praojców, a cztery matriarchinie". W trzech różnych fragmentach Talmudu Babilońskiego myśl ta wyrażona została bardziej szczegółowo: "«Błogosławiona niech będzie ponad inne kobiety Jael, żona Chebera, Kenity, ponad inne kobiety w namiocie niech będzie błogosławiona» (por. Sdz 5, 24), a [mówiąc] «kobiety z namiotu», ma się na myśli Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę".
Odpowiedź na pytanie, dlaczego te, a nie inne biblijne kobiety wyznaczone zostały do roli matriarchiń, wydaje się prosta: były żonami praojców - Abrahama, Izaaka i Jakuba. Nie jest to jednak jedyny powód. Miały one bowiem także własne zasługi. Wedle midrasza Seder Eliahu Raba "święty, oby był Błogosławiony, ocalił Izrael z Egiptu wyłącznie ze względu na Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę: jako nagroda za to, że Sara znalazła Hagar i przyprowadziła ją do łoża Abrahama, że Rebeka powiedziała: «Pójdę», gdy zapytano ją: «Czy chcesz pójść z tym mężem?» (por. Rdz 24, 58), pokładając ufność w swoim Ojcu w Niebie; za to, że Rachela wzięła Bilhę i doprowadziła ją do łoża Jakuba; za to, że Lea wzięła Zilpę i doprowadziła ją do łoża Jakuba. Dlatego właśnie święty, oby był Błogosławiony, ocalił Izrael z Egiptu, z uwagi na uczynki Sary, Rebeki, Racheli i Lei. Dlatego jest powiedziane: «Bóg samotnym daje dom na mieszkanie» (por. Ps 68, 6)". Ostatnie zdanie, zgodnie z hebrajskim tekstem, powinno brzmieć: "Bóg osiedla samotnych w rodzinie".
A zatem pramatki zasłużyły się uporem i konsekwencją, z jaką dążyły do zachowania ciągłości rodu, ale też ufnością pokładaną w Bogu. Inny midrasz, Tanna dewe Eliahu Raba, nazywa postępowanie Sary, Rebeki, Racheli i Lei uczynkami miłosierdzia - chesed.

Sara i Rebeka

Wszystkie pramatki miały, wedle rabinów, status prorokiń - podobnie jak wszyscy praojcowie byli prorokami. Wśród prorokiń wyróżniała się przede wszystkim Sara, gdyż na jej dar widzenia zwrócił uwagę Najwyższy, zalecając Abrahamowi, by podporządkował się żonie: "Cokolwiek ci powie Sara, posłuchaj jej" (por. Rdz 21, 12). Midrasz do Księgi Rodzaju powiada, że Abraham nie tylko słuchał swojej żony, ale też zawsze, gdy zatrzymywali się na popas, najpierw rozstawiał jej namiot, a potem swój.
Sara miała się też wyróżniać urodą. Rabini powiadają, że była najpiękniejszą z czterech kobiet świata, obok Rachab, Abigail i Estery. Jej dobroć, gościnność i pobożność sprawiły, że Najwyższy zmienił jej imię z Saraj - "moja księżniczka", na Sara - "panująca nad całym światem". Miała zatem symbolizować matkę wszystkich narodów, a nie wyłącznie ludu Izraela. Przede wszystkim jednak była matką swego jedynego syna Izaaka. Darzyła go miłością tak wielką, że - wedle rabinicznych przypowieści - po jej śmierci trwał niepocieszony dopóty, dopóki nie wprowadził żony Rebeki do namiotu swej matki. Rebeka przeznaczona była na kontynuatorkę Sary, o czym świadczyć ma fakt, że Księga Rodzaju najpierw opowiada o narodzinach Rebeki (por. Rdz 22, 23), a dopiero potem o śmierci Sary (por. Rdz 23, 2). Słońce sprawiedliwego nie gaśnie, zanim Najwyższy nie sprawi, że wschodzi słońce kolejnego sprawiedliwego. Jest bowiem powiedziane: "Słońce wschodzi i słońce zachodzi".
Za życia Sary nad jej namiotem miał się unosić obłok Szechiny - Obecności Bożej. Kiedy umarła, obłok zniknął. Gdy żyła, jej namiot pozostawał zawsze szeroko otwarty na przyjęcie obcych. Kiedy umarła, namiot się zamknął. Wreszcie przez wszystkie dni tygodnia palił się kaganek i rosło ciasto. Po jej śmierci i to ustało. Gdy tylko Izaak wprowadził do namiotu Sary Rebekę, wszystko wróciło: przypłynął obłok, namiot otworzył się szeroko, zapłonęło światełko, a ciasto rosło każdego dnia tygodnia. Po tym - powiadają rabini - poznajemy, że uczynki Rebeki dorównywały uczynkom Sary.
Determinacja i odwaga Rebeki, która niezależnie od rodziców podjęła decyzję o poślubieniu nieznanego jej jeszcze Izaaka, a także skromność, gdy na jego widok przesłoniła oblicze welonem, stały się wzorem dla żydowskich narzeczonych, a z fragmentu Księgi Rodzaju opisującego te wydarzenia wywiedzione zostały przepisy dotyczące zaślubin.

Lea i Rachela

Tora powiada, że Izaak pokochał Rebekę. W tym miejscu po raz pierwszy Pismo mówi o miłości, o uczuciu męża dla żony. Temperatura uczuć wzrosła, gdy Jakub, syn Rebeki, pojawił się u swego krewnego Labana i spotkał przy studni jego piękną córkę Rachelę: "Potem pocałował Jakub Rachelę i głośno zapłakał" (por. Rdz 29, 11). Zapragnął pojąć Rachelę za żonę. Pracował nawet siedem lat dla jej ojca, by na nią zasłużyć. Owe siedem lat wydały mu się "jak kilka dni; tak bowiem bardzo ją kochał" (por. Rdz 29, 20). Zamiast Racheli teść podsunął mu Leę. Jakub jednak nadal kochał Rachelę i był gotów dalej na nią czekać. Rachela otrzymała zatem miłość Jakuba, Lea zaś obdarowana została - na jakiś czas - płodnością.
Rabini bardzo pragnęli dowieść, iż oszustwo Labana nie miało wpływu na wzajemne relacje sióstr, że pospolita zazdrość nie miała do nich przystępu. Midrasz do Księgi Rodzaju opowiada, że Rachela przeczuła, że ojciec będzie chciał użyć podstępu i odda Jakubowi starszą Leę. Gdy wyobraziła sobie, jak bardzo jej siostra będzie poniżona, jeśli Jakub zorientuje się, że w alkowie jest z nim Lea, i brutalnie ją odtrąci, przekazała jej tajemne hasła, słowa i znaki, jakie wymieniała z narzeczonym. Okazała zatem siostrze miłość i współczucie. Tak więc Jakub nie zorientował się, że został oszukany. Dopiero rankiem przekonał się, z kim spędził noc. Gdy czynił wyrzuty teściowi, tak oto - wedle midrasza - miała odpowiedzieć mu Lea: "Czyż istnieje nauczyciel bez uczniów? Twój ojciec powiedział: «Ezawie», a ty mu odpowiedziałeś: «Oto jestem». Teraz powiedziałeś: «Rachelo», a ja ci odpowiedziałam: «Oto jestem»". Replika ta nie jest zwyczajnym usprawiedliwieniem. Rabini pragnęli pokazać, że Lea wiedziała, jaki jest Boży zamysł: Jakub miał odegrać swoją rolę, a ona swoją. Wspólne dokonania miały też obie siostry. W Księdze Rut lud błogosławi Moabitkę Rut, wychodzącą za mąż za Boaza, słowami: "Niech Pan sprawi, aby ta kobieta […] była jak Rachel i Lea, które wspólnie wzniosły dom izraelski" (Rt 4, 11).
Lea - starsza z sióstr - określana jest w Torze jako hagedola, dosłownie "duża" (por. Rdz 29, 16). W tym określeniu - powiadają rabini - zawarta jest również rola, jaką odegrała, rodząc sześciu synów i jedną córkę. To ona dała początek najważniejszym plemionom - Lewiego i Judy. Była też prorokinią, gdyż w imieniu każdego z dzieci zawarła przepowiednię jego losu. Była jak fundament domu, na którym spoczywa cały świat.
Rachela, obdarzona urodą, radością życia i miłością męża, umarła, wydając na świat drugiego syna. Dopiero pod koniec swej drogi - zmarła dosłownie w drodze - poznała słony smak łez. I to ona, pozornie paradoksalnie, stała się sama uosobieniem mater dolorosa i miłości do dzieci Izraela. Nastąpiło to jednak później, za Jeremiasza: "Tak mówi Pan: Słuchaj! W Ramie słychać narzekanie i gorzki płacz: Rachel opłakuje swoje dzieci, nie daje się pocieszyć po swoich dzieciach, bo ich nie ma" (por. Jr 31, 15). Dalej czytamy: "Tak mówi Pan: Powstrzymuj swój głos od płaczu, a swoje oczy od łez, gdyż będziesz miała nagrodę za swój trud - mówi Pan - wrócą z ziemi wroga. Jest jeszcze nadzieja dla twojego potomstwa - mówi Pan - i wrócą synowie do swoich siedzib" (por. Jr 31, 16-17). Ten doskonale znany fragment, odczytywany rokrocznie w synagodze podczas nabożeństwa na Rosz haSzana - żydowskiego Nowego Roku - stał się natchnieniem nie tylko dla cierpiących ludzi, ale i całych pokoleń żyjących w rozproszeniu Żydów, którzy śnili o powrocie do Syjonu.
Zapewne też szczególną rolę we wzmacnianiu obrazu Racheli jako współczującej matki odgrywa samo umiejscowienie jej grobowca - u wejścia do Betlejem, obecnie, niestety, niedostępnego dla Żydów. Jeszcze nie tak dawno codziennie przybywały tam kobiety pragnące potomstwa lub spodziewające się dziecka, by modlić się w nadziei, że podobnie jak Bóg wysłuchał błagań Racheli, odpowie również na modlitwy pielgrzymujących na jej grób.

Modlitwy pramatek

Nietrudno zauważyć, że każda z matriarchiń była bezpłodna, dopóki nie "wejrzał" na nie lub nie "wspomniał" ich Pan. Dla wszystkich, może z wyjątkiem Rebeki, stało się to źródłem cierpienia. Choć wydaje się, że wedle Tory płodzenie potomstwa było raczej obowiązkiem mężczyzny niż kobiety, to jednak - w społeczności wartościującej kobietę wedle posiadanego potomstwa - brak dziecka łączył się z bólem, upokorzeniem i bezsilnością. Przejmujące jest wołanie Racheli do Jakuba: "Spraw, abym miała dzieci, bo jeśli nie, wypadnie mi umrzeć" (por. Rdz 30, 1). Zastanawia więc, jaka była przyczyna czasowej bezpłodności, uważanej skądinąd za karę Bożą, wszystkich tych kobiet, przeznaczonych przecież do roli pramatek. Rzecz jasna, tradycja rabiniczna podsuwa rozmaite odpowiedzi. Wedle najbardziej rozpowszechnionej, Bóg po prostu rozmiłował się w błaganiach i modlitwach matriarchiń, zgodnie ze słowami z Pieśni nad pieśniami: "Daj mi usłyszeć swój głos, gdyż słodki jest twój głos i pełna wdzięku twoja postać (por. Pnp 2, 14)".
Do owych zaczerpniętych z Tory i midraszy obrazów matriarchiń nawiązywały w późniejszych stuleciach autorki techinot (w jidysz - tchines), odmawianych przez kobiety suplik, modlitw błagalnych. Na ogół miały one zapewnić pomyślność rodzinie, spokój duszy zmarłych, płodność, lekki poród, choć nie brakowało i takich, które miały na względzie zbawienie całego ludu Izraela. Zwłaszcza te ostatnie zasługują na uwagę, ukazują bowiem kobiety jako zdolne do wykroczenia poza tradycyjnie przypisywane im role. Tak jak w liturgii "męskiej" odwoływano się do "zasług praojców" (zechut awot), kobiety odwoływały się w modlitwach do "zasług pramatek" (zechut imahot).
Jeden z najbardziej znanych zbiorków takich suplik, zatytułowany Tchine imoches - Modlitwy pramatek, napisała wyjątkowo jak na swoje czasy wykształcona kobieta Lea Horowitz, córka żyjącego na przełomie XVII i XVIII wieku rabina. Już we wstępnej modlitwie Lea, opisawszy najpierw cierpienia ludu Izraela z powodu wygnania, błaga Boga o zbawienie narodu z uwagi na zasługi czterech matriarchiń, wymieniając dokonania każdej z nich osobno.
Sara bas Towim, autorka zbiorku tchines zatytułowanego Szlojsze szeorim - Trzy bramy, również chętnie odwołuje się i do praojców, i do pramatek, gdy mowa o zobowiązaniach żywych wobec zmarłych: "Oby było twoją wolą Boże, mój Boże, Boże moich praojców Abrahama, Izaaka i Jakuba oraz Sary, Rebeki, Racheli i Lei, Boże sprawiedliwych mężczyzn i kobiet, męczenników i męczennic, [że] za dusze, które już zostały zapomniane, i za dusze, które umarły przed swoim czasem, w młodości, i za dusze, które nie mają nikogo do zapalania za nie świec w synagodze, niechaj będzie Twoją wolą Boże, mój Boże, aby miały one udział w zapalanych przeze mnie światłach, aby ich światła nie zostały zgaszone przed [właściwym] czasem".
Dziś, gdy w całym judaizmie słychać wyraźniej głos kobiet, zwłaszcza w nurtach nieortodoksyjnych, pojawiły się innowacje w liturgii. Nawiązuje się w niej bezpośrednio do midraszowych i talmudycznych wątków, w których - wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu - rola kobiet wcale nie została przemilczana. Trzeba ją jedynie przypomnieć, ukazać na nowo i przedstawić tak, jak widzi je współczesna kobieta.
W odmawianej trzykrotnie w ciągu dnia modlitwie Amida - zwanej też Osiemnaście błogosławieństw - powtarza się zwrot: "Bądź błogosławiony Panie, Boże nasz i Boże naszych przodków, Boże Abrahama, Boże Izaaka, Boże Jakuba". Dlaczego nie mówimy: "Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba"? Ponieważ - powiadają rabini - Bóg każdemu z praojców objawia się w sposób swoisty, pokazuje to samo, a jednak inne oblicze.
Czyżby pramatkom Bóg nie ukazywał swego oblicza? - pytają współczesne kobiety żydowskie. W niemal wszystkich synagogach konserwatywnych i reformowanych w modlitwie Amida wymienia się również Sarę, Rebekę, Rachelę i Leę. W niektórych kongregacjach uwzględnia się także nałożnice Jakuba - Bilhę i Zilpę, jako że i one dały początek plemionom Izraela. Nie jest to bynajmniej wyraz nowoczesnych tendencji równościowych, ale uwzględnienie tradycji rabinicznej, odnotowanej w midraszu Pesikta de Raw Kahana. Czytamy w nim, że naród Izraela miał sześć matriarchiń: "Liczba sześć odpowiada sześciu pramatkom: Sarze, Rebece, Racheli, Lei, Bilsze i Zilpie".

Niemal w każdej gminie, w której działają modlitewne grupy kobiet, odmawia się stare tchines i układa nowe. I, jak od stuleci, w każdy piątek błogosławimy nasze córki słowami: "Oby Bóg sprawił, żebyś była jak Sara, Rebeka, Rachela i Lea". Podobnie czynię i ja - nie dlatego, że pragnę, aby życie mojej córki ograniczało się do "namiotu kobiety", ale dlatego, że chcę jej przekazać tę miłość, jaką od tylu stuleci i mężczyźni, i kobiety żydowskie obdarzali swoje matriarchinie.
Bella Szwarcman-Czarnota
________________________________________
Bella Szwarcman-Czarnota, redaktorka i felietonistka miesięcznika "Midrasz", tłumaczka z francuskiego, rosyjskiego i jidysz. Opublikowała: Mocą przepasały swe biodra. Portrety kobiet żydowskich; Znalazłam wczorajszy dzień. Moja osobista tradycja żydowska.

Życie Duchowe , JESIEŃ 60/2009 , Duchowość żydowska